Uwikłane
w czarnej gałęzistej sieci drzew szare, duszne niebo leżało
ludziom na karku — wichrowato spiętrzone, bezforemnie ciężkie i
ogromne jak pierzyna. Ludzie gramolili się spod niego na rękach i
nogach, jak chrabąszcze w tej ciepłej wilgoci, obwąchujące
czułymi różkami słodką glinę.
Bruno
Schulz