Zbudziłem
się o tej mrocznej godzinie, która zaczyna beznadziejny dzień
jesienny. Leżę i patrzę w okno pełne chmur, a właściwie pełne
jednej chmury, jak sczerniała ze starości tapeta. To jest godzina
podliczania kasy życiowej, godzina codziennego obrachunku. Kiedyś
ludzie podsumowywali się o północy, przed ciężkim zaśnięciem,
teraz biją się w piersi nad ranem, obudzeni łoskotem zdychającego
serca.
Tadeusz
Konwicki – Mała apokalipsa