środa, 29 czerwca 2016

Trzy dni. Idę.

Dąb

Idę sobie zamaszyście
i opada ze mnie życie jak jesienne liście.
Jakie liście? — dębu, brzozy, topoli,
ale to boli.

No cóż? było kilka miłości
i trwoga, i noce bezsenne,
było dużo tkliwości i złości,
wszystko zmienne.

No i lecą liście, liście,
a każde: imię.
Powiedz je uroczyście,
wymień.

Ach, nie! To już nagie gałęzie
chwytliwe.
Kiedy serce i myśl na uwięzi,
jak być szczęśliwym?

I ostał się pień nagi,
nad nim zamieci kłąb.
Odwagi!
To ja — dąb.



Władysław Broniewski